Prokrastynacja to moje drugie imię. Szczególnie teraz, w progu Świąt, gdy tyle jeszcze trzeba jeszcze zrobić. Na biurku piętrzą mi się poetyckie tomy twórców związanych z Beskidem Sądeckim. Nie bez powodu – Nowy Rok to Nowe Wyzwania, a w nadchodzącym 2025 przypada dwudziesta rocznica śmierci Heńka. W CKISie planujemy kolejną edycję konkursu poetyckiego, Wielka Piątka szykuje duży projekt opatrzony roboczo hasztagiem #kloclipowy (ale o tym jeszcze cicho sza).
Tyle jest rzeczy, których o Nim nie wiem. Dziś jestem w wieku, w którym był on, gdy ja byłam w tym, w którym jest obecnie mój syn. Ile my wiemy o swoich rodzicach? Ironia polega na tym, że kiedy ich dzieciństwo, młodość, ta część ich życia, która jest dla nas terra incognita, zaczynają być naprawdę interesujące i ważne, cżęsto nie ma już z kim o tym porozmawiać. Natknęłam się w swojej przedświątecznej prokrastynacji na wywiad, który z Heńkiem w 1998 roku przeprowadziła Beata Salamon-Satała. Rozmowa znalazła miejsce w książce „Wielka inwentaryzacja”. I zamiast sprzątać, zamiast kończyć zamówione teksty, odkrywam zupełnie nowe dla mnie historie.
Podczas pierwszych wakacji po ukończeniu studiów zacząłem trenować swój zmysł handlowy kupując na pniu sad śliwkowy. Zatrudniłem pomoc do zebrania owoców. Dziadek Mateusz pożyczył konia i wóz, więc transport byt darmowy. W Krakowie na placu Na Stawach towar poszedł błyskawicznie, więc swoje pierwsze dorosłe pieniądze uzyskałem dzięki śliwkom. Później trzeba było szukać zajęcia na wrzesień. Andrzej Górszczyk, mój kolega z roku, miał brata, który odpowiadał za gastronomię w Oświęcimiu. Dzięki takim koneksjom dostaliśmy tam kiosk z piwem, który stał przed Zakładami Chemicznymi.
(….) Szło nam świetnie prez trzy miesiące. Wykończyło nas piwo butelkowe. Cała tajemnica handlu tym boskim napojem zasadzała się na sztuce pięknego nalewania. Trzeba było umiejętnie manewrować gazem, myć kufle tak, by woda ściekała do środka. Otwierając budke szykowałem sobie dwieście zapałek, bo tyle kufli mieściło się w beczce. Wydając kufel przekładałem zapałkę. Dzięki tym sztukom, beczka już sie kończyła, a mnie zostawało trzydzieści zapałek. Nadwyżkę mogłem sprzedać w ramach „zysków nadzwyczajnych”. Na piwie butelkowym nie dało się niestety zarobić. Wróciłem więc do Krakowa i zatrudniłem sie na UJ w Studium Woiskowym. Zostalem nauczycielem przedmiotów wojskowych w cyklu „powszechna samoobrona”.
Takich historii jest więcej. Takie historie, odkrywane po latach, pozwalają mi podejść bliżej, zrozumieć lepiej pewne mechanizmy, odnaleźć pewne podobieństwa, punkty styczne w życiorysach, poklepać się po ramieniu.
A skąd tytuł? Święta to przecież czas pojednania i wybaczenia. Ja po dwudziestu latach postanowiłam w końcu wybaczyć samej sobie. Tamto jedno „nie” w tamte, ostatnie Święta. Bo może mogłam pokorniej, bardziej świadomie i realistycznie podejść do tematu. Może mogłam trochę poudawać, przyjąć rolę w wigilinej szopce. On wiedział, że kończy mu się czas, ja żyłam w wyparciu i nadziei, że jeszcze wszystko będzie dobrze. A potem On umarł, a ja zostałam z wyrzutem sumienia na kolejne dwie dekady. Czas odpuścić. Wybaczyć sobie. Pójść dalej.
I jeszcze note to self, też z „Wielkiej Inwentaryzacji” – Dobra rodzina polega na miłości. Dzieciństwo ma wystarczyć na całe życie. Dlatego musi być bogate, oczywiście nie w sensie materialnym.
Rozmawiajmy ze sobą w te Święta. Rozmawiajmy ze sobą więcej. Nie o tym, że masło kosztuje dziesięć złotych, że inflacja, kryzys, szaroburoidodupy. I czytajmy więcej poezji – to taki piękny świąteczny prezent.
Dodaj komentarz