Kolana mam starsze o te dziewięć lat. Kurtka zalatuje piwnicą, narty nienaostrzone, w buty wciskam się jak w gipsowe odlewy. Nadal nie wiem, gdzie to wszystko tak zleciało – w kieszeni spodni narciarskich karnet z ostatniego wypadu na deski; Arapahoe Basin, 6 grudnia 2015.
Zima słaba. Śnieg spłynął do Popradu, tylko ośrodki narciarskie jeszcze ciągną, jak koń pod górę wprawdzie, na tym, co udało się naśnieżyć wcześniej. Lecę przez polanki na Wierchomli, wiatr wyciska łzy z oczu. Nie zapomniałam. Caryca mokrego śniegu.
Narciarstwo zjazdowe było u nas w domu tematem, po którym można sobie było zimą dobrze pojeździć – bo kto to widział tak tam i z powrotem, z góry na dół, w kółko, bez celu, a potem jeszcze w kolejce do wyciągu stać. W tłumie. Biegówki to co innego. Biegówki to wolność. Biegówki to ciszaspokój, pustka białych, nieskażonych ludzką obecnością przestrzeni. Wyłamałam się z tej retoryki w liceum, pierwsze narty, które ojciec kupił mi na Gwiazdkę, były o dobre dwadzieścia centymetrów wyższe ode mnie. I pewnie bym się zraziła raz a dobrze, gdyby nie pewien goprowiec, który uczył mnie jeździć na Turbaczu, w czasach gdy jeszcze działał tam szalony orczyk, pierwszej klasy wyrwijrączka. Miałam potem okazję jeździć w różnych, bardzo fajnych górach. W Killington w stanie Vermont, w Las Lenas w argentyńskich Andach, i w hinduskim Śrinagarze w górach Kaszmiru. To był epicki zjazd bez trzymanki, jak i całe Indie.
Pewnie nie wróciłabym na te wierchomlańskie polanki, gdyby nie Młode, które złapały bakcyla i zaczęły naukę ze swoim klubem sportowym Freestyle World Piwniczna. I tutaj będzie szczera polecajka, bo Freestyle World to nie tylko narty i snowboard (Girls on Boards!) w sezonie zimowym (i narciarskie półkolonie, które też już mamy za sobą), ale także w sezonie bezśnieżnym, czyli przez całą resztę roku: rowery, hulajnogi, deskorolki, obozy i półkolonie, a przede wszystkim chyba – świetna sekcja akrobatyczna dla dzieciaków w każdym wieku. Ekipa instruktorów związana z Klubem, na czele z liderem i prezesem całego zamieszania Misiaką, to młodzi, profesjonalni, kreatywni, pełni pasji i zajebistej energii młodzi ludzie, ze świetnym podejściem do dzieci. Mnie to zawsze takie akcje cieszą – że w takiej sobie niewielkiej Piwnicznej-Zdroju dzieje się dużo, fajnie i sensownie. Że ludziom się chce.
Jest moc. Tylko ta zima coś niedomaga. Ale i tak jeździmy do ostatniego śniegu. Choćby mokrego.














Dodaj komentarz