Ogień, nie muzyka

Miałam trochę wątpliwości. Proces społecznego zdziczenia zaszedł we mnie wystarczająco daleko, by perspektywa trzech dniach w tłumie ludzi budziła lekkie obawy. Wewnętrzny konflikt między ewoluującym w czasie introwertyzmem, a głęboko zakorzenioną potrzebą przynależności ostatecznie rozstrzygnęła czysta ciekawość oraz obietnica dana Młodym zeszłego lata – jedziemy na Festiwal Pannonica z namiotem, bo do trzech razy sztuka. Przez dwie poprzednie edycje przelecieliśmy trochę za szybko i zbyt pobieżnie z wiatrem od Piwnicznej, a teraz pojawiła się potrzeba pełnego doświadczenia, mocno związana w upartym, wieloletnim poszukiwaniem wspólnoty.

Z tą przynależnością zawsze miałam pod górkę. Przynależność wymaga obecności, jakiejś stałej, czasu i poświęcenia. Gnając przez życie w nieustannym kalejdoskopie krajobrazów i ludzi okazało się to awykonalne. Nie umiejąc zagrzać miejsca na dłużej nie zbudujesz wspólnoty. Wracając w Dolinę Popradu po piętnastu latach poddałam się po raz kolejny iluzorycznej, naiwnej nadziei, że będzie to łatwe. Nie jest. Wiem, bo ta, niewypełniona nigdy potrzeba, wraca do mnie w snach. Czasem jest to licealna paczka przyjaciół, częściej dawni znajomi z ZPiT „Słowianki”, ale zawsze tym onirycznym powrotom towarzyszy poczucie zagubienia – wróciłaś, ale już nie jesteś stąd, nie przynależysz, nie pamiętasz słów piosenek, układy taneczne się zmieniły, pogubiłaś kroki, nie, nie możesz już z nami występować. Tu też nie jestem stąd, choć bardzo bym chciała w to wierzyć – wystarczy, że podjadę do blacharza na Zagrody – język natychmiast mnie zdradza, wyraźnie wskazuje, że jakaś inna jestem, nietutejsza. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie skąd jesteś?. Kraków, w którym się urodziłam i wyedukowałam, nie jest już od dawna moim miastem, góry, które mnie ukształtowały – nie wybrzmiewają w codziennej mowie. W Kanadzie zawsze byłam obca, a mieszkając za oceanem – nie czułam się u siebie bywając w Polsce. Potrzeba znalezienia stada obiła się o harcerstwo, o zespoły ludowe, o grupę hippie mam w Ontario (najbliżej ideału) i próby nawiązania przyjaźni na sąsiednich wierchach – nigdy jednak nie została nasycona.

Pannonica okazała się esencją wspólnoty. Wspólnym mianownikiem stała się muzyka i pewna, dość oczywista, odmienność. Jak powiedział jeden z uczestników mocząc zadek w Popradzie – tu to chyba nikt nie jest normalny. Pomijając z założenia trudną definicję normy, faktem jest, że festiwal ten przyciąga osobowości najróżniejszej maści. Nie liczy się wiek, bo przekrój mamy tu od seniorów po bobasy noszone w chustach; nie liczy się zawód, pozycja społeczna, płeć, narodowość czy wyznanie. Liczy się przede wszystkim autentyczność – na scenie, przed sceną, podczas warsztatów, rozmów w kolejce po piwo i buszowania w krzakach nad Popradem. Spotkać tu można najbardziej nieoczywistych znajomych – od koleżanki z dawnych, słowiankowych lat, która uśmiecha się na tajne hasło „ja też podpisałam tamtą listę”, przez starosądeckiego burmistrza, który koło północy wciąż słucha z żoną bałkańskich rytmów, po instruktora pływania ze szkółki dla hardych dzieciaków. Są cyrkowcy na szczudłach, wielka kolorowa papuga, zakochane, dmuchane flamingi, czarodzieje, człowiek-choinka, tancerki z parciem na szkło, panowie w totalnie odlotowych garniturach i panie w wymyślnych nakryciach głowy. Od seniorek z Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Starym Sączu można kupić piękne, trwałe, przebogate wianki. Można też pójść na spacer z pieskiem z lokalnego schroniska dla zwierząt albo odwiedzić za pół ceny regularnego biletu wystawę grafik Henriego Matisse’a w Galerii IMO. Można też przyjechać w czwartek rano, wyjechać w niedzielę koło południa i przez cały ten czas nie ruszyć się poza wioskę festiwalową. Można być sobą.

Na cichym polu nie zawsze jest cicho, ale bez wątpienia jest wesoło. Młode uciszane wieczorem rano buntują się, że im nie wolno krzyczeć po nocach, a bobasom od szóstej rano wolno. Rodzin jest sporo, poranki pachną gotowaną na kuchenkach turystycznych kawą i ekspresową owsianką. Warsztaty wciągają do polowych namiotów jak cyklon – jest glina, kaletnictwo, produkcja japońskich notesów, tworzenie aromatycznych soli kąpielowych, bransoletek z koralików i minerałów, malowanie na deskach, filcowanie na mokro, przędzenie wełny, parzenie i degustacja herbaty, warsztaty winne z Pawłem z Rafa Wino, mnóstwo zajęć z muzyki i rytmu (tworzenie instrumentów muzycznych z warzyw i owoców to hit tej edycji), bałkańskie tańce, joga, tai chi, masaż dla par i ćwiczenia z oddychania. Jest upał. Gęsty i lepki. Oddychać nie ma czym. Ochłodę niosą srebrzyste fale Popradu – wystarczy rozłożyć turystyczne krzesełko i chillout w dobrym towarzystwie leci w pełnej wersji.

Brodem goni węża Jednorożec objuczony plecakami. Co on tam tak niesie? – Pyta Młode. A pewnie jakąś kontrabandę – próbuję wymigać się od oczywistej odpowiedzi, ale mi się nie udaje. A czemu niesie, skoro nie wolno? Pyta Młode, które nauczyło się niedawno czytać i rozkminia każdy możliwy napis, z zakazami włącznie. To taka gra trochę jest, mówię, wie, że nie wolno, ale próbuje złamać zabezpieczenia i dostać się do środka z własnym oprogramowaniem. To taki cyrk, tylko trochę inne sztuczki robią… plotę dalej.

Cyrk działa lepiej na dziecięcą wyobraźnię, z resztą już się rozłożył, już można spróbować jazdy na jednokołowym rowerku, nauczyć się żonglerki, łapać olbrzymie bańki mydlane i chować się w spadochronie tęczowej chusty. Największą atrakcją dla dzieci jest jednak Drzewo. Ta sama stara wierzba płacząca, wydrążona w środku, która wiernie towarzyszy ostatnim trzem edycjom Pannoniki, po tym jak festiwal przeniósł się z Barcic do Myślca. Na wierzbę łatwo się wdrapać, a jak usypać porządną górę ze słomy – można skakać i turlać się w najlepsze. Wierzba jest naszym punktem orientacyjnym – po zmroku w tłumie trudno się znaleźć, a każdy lubi chodzić własnymi ścieżkami, więc tu mamy check point, gdzie co jakiś czas melduję się sprawdzić czy wszystko ok. Po całym dniu biegania i zabawy Młode koło dziewiątej kapitulują. O ironio! Nikt do łóżka nie goni i można by zabaciarzyć do północy, a tu sen ciśnie się do oczu. W namiocie czytamy przygody pirata Rabarbara, Młode idą w kimono, a ja wracam pod scenę.

Program jest obłędny, świetnie wyważony, ognisty i porywający. Muzyka dudni. Niesie się echem, het daleko z wodami Popradu. Raz serbskie trąby i puzony (tego gościa z Romano Drom, to chyba widziałam w zeszłym tygodniu w Biedrze w Piwnicznej), to znów bałkańskie evergreeny – Ederlezi, Caje Sukarije, Ajde jano i Bella Ciao. Boban Marković przypomina króla cygańskiego klanu, a i tak rządzi Dmytro Tsyperdyuk z Luiku, Shantel oraz Ania Witczak-Czerniawska i Kasia Bogusz – wokalistki Dikandy. Lidyia Koycheva i Dżambo Agusevi Orchestra grają w strugach deszczu. Takiej ulewy nie pamiętają najwierniejsi pannoniczanie. Zaklinanie chmur i obietnice meteorologiczne dyrektora festiwalu nic nie dają – niebo rozdarło się na pół i leje na głowy wodę z siłą wodospadu Czercz w Kosarzyskach. Pod sceną tłum – roztańczony, rozkołysany, płynący jedną, równą energetyczną falą. W sobotnią noc – przemoczony do suchej nitki. Symbolika tej ulewy jest znamienna – chociaż Pannonica wróci dopiero za dwa lata, można mieć pewność, że bałkański ogień nie zgaśnie.

W nieustannym poszukiwaniu własnego stada Pannonica uświadomiła mi, że każdy może sobie być tak inny i dziwny, jak mu pasuje – wystarczy jeden wspólny mianownik, by poczuć się jak wśród swoich. I można złapać flow nie integrując się jakoś specjalnie, a zbratać, czy może bardziej zsiostrzyć – popijając wspólnie kawę w nadrzecznych krzakach (dziękuję za spontaniczne zaproszenie dziewczyny). Życie pisze różne scenariusze i nie sposób przewidzieć co czeka na nas za horyzontem, wiem jednak, że jeśli gwiazdy odpowiednio się ułożą – w 2027 znów rozbijemy namiot nad Popradem. Tymczasem w Beskid Sądecki niepostrzeżenie wkradła się jesień. Stoki nad Rytrem łapią brązy i żółcie, pochłodniało. Pannonica spektakularnie zakończyła tegoroczne lato.

Zdjęcia: Andrzej Rams

Partnerem Głównym Festiwalu jest Województwo Małopolskie.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *