Słodki przepis na sukces

Pochodzi z Popowic. Skończyła gimnazjum w Starym Sączu, liceum plastyczne w Nowym, zrobiła licencjat z zarządzania marketingiem. W Centrum Kultury i Sztuki prowadzi do dwóch i pół roku Cafe Frida, a od 2019 znaną i lubianą lokalną firmę Wypieki z Pomysłem. Kłębią się w niej spokój, dobra energia i cała masa pomysłów. Lidia Opyd otwiera nowy cykl z „Kurierze Starosądeckim”, w którym rozmawiać będziemy z osobowościami Starego Sącza i okolic.

Pamiętasz kim chciałaś być kiedy byłaś małą dziewczynką?

Oj dużo tego było. Chciałam być zakonnicą, taką która wyjeżdża na misje, być wśród ludzi i pomagać. Potem ekspedientką, modelką, chciałam grać na pianinie – to się zmieniało z upływem czasu. Zawsze lubiłam kolorować, rysować, więc też myślałam, żeby iść w kierunku bardziej artystycznym. Skończyłam liceum plastyczne w Nowym Sączu.

To skąd pomysł na cukiernictwo?

Życie. Pojawiły się dzieci, dosyć wcześnie u mnie, bo syna urodziłam w klasie maturalnej, w trakcie matur, pamiętam jak mi pielęgniarki na porodówce przysłowiowego kopa na szczęście dawały, kiedy szłam zdawać rosyjski. Potem urodziłam jeszcze dwie córki. Zawsze lubiłam upiec jakąś szarlotkę, rogaliki, a tu zaczęły się urodziny, trzeba było piec torty, i okazało się, że dobrze mi to wychodzi, sprawia sporo przyjemności, że umiem tworzyć fajne rzeczy własnymi rękami. Z pieczeniem tortów zazwyczaj jest tak, że zaczyna się u siebie w domu, potem pocztą pantoflową zgłaszają się kuzynki, koleżanki i biznes zaczyna się rozkręcać. Doszłam do wniosku, że skoro te wypieki spotykają się z takim dobrym odbiorem, smakują i wyglądają, to może rzeczywiście jest mi to pisane, że mogę w cukiernictwie wykorzystać swoją miłość do sztuki. Na tortach można malować, można nadawać im różne kształty, lepić figurki z masy cukrowej, są barwniki spożywcze, kwiaty z papieru ryżowego. Mogłam wykorzystać swoje umiejętności nie zaniedbując dzieci i obowiązków domowych. Dziś myślę, że może tak właśnie miało być.

Gdzie szukałaś inspiracji?

Wszystko zaczęło od mojej babci Eli. Często się nami opiekowała, jak byłyśmy małe, lubiła nam dogadzać, robiła naleśniki, rogaliki i zawsze się denerwowała, jak nie chciałyśmy jeść, jak to babcia. Kupiła dla nas małą stolnicę, wałeczek i jako małe dziewczynki chętnie jej pomagałyśmy. Więc chyba to ona pierwsza zaszczepiła we mnie tę miłość do pieczenia. Wskazała ścieżkę. Mam po babci przepisy w starych, pożółkłych zeszytach. Najbardziej lubiła przepisy siostry Anastazji, nawadane w radio – czasem trudno było nadążyć z zapisywaniem. Te receptury zdają się być trochę przestarzałe, cukrowe, tłuste, nie na dzisiejsze czasy, ale zawsze można je zmodyfikować.

Trzeba iść z duchem czasów?

Tak, świetnie zdaję sobię sprawę, że w cukiernictwie, jak w każdej branży, trzeba być na bieżąco z trendami. Śledzę różne konta na instagramie, podglądam, co jest popularne. Czasem mam przesyt tej technologii, ale takie są wymogi rynku. Inspiracji szukam jednak nie tylko w internecie – lubię odwiedzać najróżniejsze kawiarnie w dużych miastach, zawsze można tam coś fajnego podejrzeć.

Ostatnio pojawił się modny temat – dubajska czekolada, więc postanowiłam stworzyć własny deser, recepturę, w której połączyłam różne smaki, tekstury i mamy teraz taką propozycję w naszej witrynce. Lubię tworzyć własne desery, np. Maxi King to moja autorska kreacja, nie znajdziesz na to przepisu w internecie. To też absolutnie ulubiony deser mojego syna. Deser musi smakować i wyglądać, bo wiadomo – w pierwszej kolejności jemy oczami. Ja akurat wolę bardziej suche tekstury, jak szarlotka, jestem w głębi bardziej tradycyjna, ale każdy ma inny gust, więc takie cięższe desery ma musie czekoladowym mają swoich zwolenników. Staram się być na bieżąco.

A jak, jako cukiernik, odnosisz się po powszechnej od kilku lat opinii, że cukier to największe zło i należy go za wszelką cenę unikać?

Wydaje mi się, że wszystko jest dla człowieka, grunt żeby zachować zdroworozsądkowy umiar. Wiadomo – są choroby, które wykluczają cukier z diety, i dla takiego klienta też mamy desery w ofercie, na przykład keto sernik na erytrytolu; ale domowa szarlotka, nawet z tą odrobiną cukru, nam nie zaszkodzi, od wieków jest przecież obecna w naszych domach. Ciasta, ciastka i inne słodkie desery nie są podstawą codziennej diety, mają nieść przyjemność, podkreślać wagę chwili, umilać celebrowanie urodzin, imienin. Małych i dużych sukcesów. Nie powinny być wyrzutem sumienia.

Teraz swoją pasją zarażasz innych, często organizujesz warsztaty dla dzieci…

Lubię się dzielić, a dzieci chcą się uczyć nowych rzeczy, chłoną jak gąbka, widzę to po swoich dziewczynach. Lepimy razem pierogi, Ala sama robi naleśniki. Nawet kuchnia, która wygląda jak po przejściu huraganu, nie ma znaczenia w obliczu tej czystej dziecięcej radości tworzenia. Rodzice często nie mają czasu, pracują, albo po prostu nie mają do takich rzeczy talentu, dlatego lubię organizować warsztaty cukiernicze w szkołach, dla indywidualnych grup w Cafe Frida. W grupie 20 osób zawsze ze dwie mają do tego dryg, cierpliwość, bo przy takich zajęciach bardzo ładnie wychodzą charaktery dzieciaczków. Przy malowaniu pierników trzeba mnóstwa cierpliwości, bo tworzy się je etapami, nie da się szybko. To dobry sprawdzian uważności i cierpliwości. Nawet jeśli jedna osoba wyniesie coś więcej z takich warsztatów, wykorzysta potem w domu, w późniejszym życiu, to już dla mnie bardzo duża satysfakcja i radość. Działam w Miasteczku Galicyjskim, głównie tam prowadzę warsztaty dla szkół. Teraz w okresie wielkanocnym, od marca, będziemy się uczyć jak robić tradycyjne, staropolskie mazurki, tak tematycznie.

Lubię też organizować warsztaty w Cafe Frida, bo przy okazji mogę pokazać cały budynek CKIS – ludzie z naszej gminy często nie wiedzą, że takie miejsce istnieje, że jest Młodzieżowy Klub Pegaz, że jest galeria IMO. Ostatnio mieliśmy warsztaty z okazji Dnia Babci i Dziadka. Dzieci zamiast kupić gotową czekoladę w sklepie, tworzyły na warsztatach własne ciasteczka maślane lub swoje własne czekolady dla babć i dziadków. Swój własnoręcznie wykonany prezent, taki od serca. Pełne zaangażowanie. Frida ze swoimi słodkościami była, również z okazji tego święta, w domu seniora, który znajduje się naprzeciwko kawiarni. A jeszcze w grudniu zaprosiłam klasę mojej córki na warsztaty, w ramach których przeprowadziliśmy zbiórkę funduszy na leczenie chorej dziewczynki. Chciałam by dzieci przez zabawę, proces twórczy, poznały również istotę niesienia pomocy, zwłaszcza w okresie świątecznym.

Skąd pomysł na Cafe Frida?

Robiąc torty zaczęłam marzyć o tym, żeby otworzyć własną, klimatyczną kawiarnię. Poczułam, że to mój żywioł. Nie miałam miejsca, i kiedy powstał nowy budynek CKIS, to okazał się miejscem idealnym na prowadzenie takiej działalności. Zobaczyłam któregoś dnia, że jest lokal do wynajęcia i klamka zapadła. Jestem pod ogromnym wrażeniem działalności Klubu Pegaz, a sztuka zawsze była mi bliska, więc obecność Galerii Sztuki Współczesnej pod tym samym dachem bardzo mnie cieszy.

O czym marzysz?

Wiesz, jestem na takim fajnym etapie spełnienia. Dzieci mam zdrowe, a bywało różnie. Mikołaj gra w piłkę, Ala i Ola malują, rysują; mamy dom, spokój, mam pracę, którą lubię i w której się spełniam. Udało mi się połączyć zacięcie artystyczne, talent plastyczny z praktycznym cukiernictwem. Lubię być między ludźmi. Nie muszę nigdzie biec, gonić – pieniądze dziś są jutro nie ma, dla mnie ważniejsze są relacje rodzinne. Trzeba żyć teraz, cieszyć się tym, co jest. W przyszłości może będę chciała zbudować własną cukiernię, żeby zostawić coś dzieciom.

W wyniku naszej rozmowy zrodził się nowy pomysł – Lidka chce zebrać przepisy babci Eli, zestawić je z własnymi, bardziej nowoczesnymi pomysłami i wydać książkę, która będzie osobistym, międzypokoleniowym pamiętnikiem kulinarnym.

Wywiad ukazał się drukiem w wiosennym numerze „Kuriera Starosądedkiego„.


Opublikowano

w

przez

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *